Czy miłość jest wszystkim, czego potrzebujemy?

Za budowanie bezpiecznej relacji odpowiada terapeuta. A co, jeśli po zbudowaniu zaufania i przekonaniu klienta o swojej rzetelności specjalista rozumie, że jedyną rzeczą, po którą ta osoba przyszła, jest zniszczenie jego samotności?

Mam w recepcji piękną, ale bardzo skrępowaną kobietę. Ma około 40 lat, choć wygląda najwyżej na trzydzieści. Jestem na terapii od około roku. Jesteśmy raczej lepki i bez wyraźnych postępów omawiając jej chęć i lęk przed zmianą pracy, konflikty z rodzicami, zwątpienie w siebie, brak wyraźnych granic, tiki… Tematy zmieniają się tak szybko, że ich nie pamiętam. Ale pamiętam, że najważniejsze zawsze omijamy. Jej samotność.

Myślę, że potrzebuje nie tyle terapii, ile kogoś, kto w końcu nie zdradzi. Kto ją zaakceptuje taką, jaką jest. Nie marszczy brwi, ponieważ nie jest w jakiś sposób idealna. Uściski szybko. Będzie tam, gdy coś pójdzie nie tak… Na myśl, że wszystko, czego potrzebuje, to miłość!

I ten zdradliwy pomysł, że moja praca z niektórymi klientami jest tylko desperacką próbą wypełnienia przez nich jakiejś pustki, nie odwiedza mnie po raz pierwszy. Czasami wydaje mi się, że byłbym bardziej przydatny dla tych ludzi, gdybym był ich przyjacielem lub bliską osobą. Ale nasza relacja jest ograniczona wyznaczonymi rolami, etyka pomaga nie przekraczać granic i rozumiem, że w mojej niemocy jest wiele rzeczy, na które należy zwracać uwagę w pracy.

„Wydaje mi się, że znamy się od tak dawna, ale najważniejszego nigdy nie dotykamy” – mówię jej, bo czuję, że teraz jest to możliwe. Zdałem każdy możliwy i nie do pomyślenia test. Jestem moja. I łzy napływają jej do oczu. Tu zaczyna się prawdziwa terapia.

Rozmawiamy o wielu rzeczach: o tym, jak trudno jest ufać mężczyznom, jeśli twój własny ojciec nigdy nie powiedział prawdy i używał cię jako ludzkiej tarczy przed matką. O tym, jak niemożliwe jest wyobrażenie sobie, że ktoś pokocha Cię za to, kim jesteś, skoro od najmłodszych lat słyszysz tylko, że nikt nie potrzebuje „takich” ludzi. Zaufać komuś lub po prostu pozwolić komuś bliżej niż kilometr, jest zbyt przerażające, jeśli pamięć zachowuje wspomnienia tych, którzy zbliżając się powodują niewyobrażalny ból.

„Nigdy nie jesteśmy tak bezbronni, jak wtedy, gdy kochamy” — pisał Zygmunt Freud. Intuicyjnie wszyscy rozumiemy, dlaczego ktoś, kto choć raz się poparzył, boi się ponownie wpuścić to uczucie w swoje życie. Ale czasami ten strach przybiera rozmiary przerażenia. A dzieje się tak z reguły z tymi, którzy od pierwszych dni życia nie mają innego doświadczenia miłości, z wyjątkiem bólu!

Krok po kroku. Temat po temacie. Razem z tą klientką zdecydowanie przedzieraliśmy się przez wszystkie jej lęki i przeszkody, przez jej ból. Przez przerażenie do możliwości przynajmniej wyobrażenia sobie, że mogłaby sobie pozwolić na miłość. A potem pewnego dnia nie przyszła. Odwołał spotkanie. Napisała, że ​​wyjechała i na pewno skontaktuje się po powrocie. Ale spotkaliśmy się dopiero rok później.

Mówią, że oczy są oknem duszy. Istotę tego powiedzenia zrozumiałem dopiero w dniu, w którym ponownie zobaczyłem tę kobietę. W jej oczach nie było już rozpaczy i zamarzniętych łez, strachu i urazy. Przyszła do mnie kobieta, z którą nie znaliśmy! Kobieta z miłością w sercu.

I tak: zmieniła niekochaną pracę, zbudowała granice w relacjach z rodzicami, nauczyła się mówić „nie”, zaczęła tańczyć! Poradziła sobie ze wszystkim, z czym terapia nigdy jej nie pomogła. Ale terapia pomogła jej na inne sposoby. I znowu przyłapałem się na myśleniu: jedyne, czego wszyscy potrzebujemy, to miłość.

Dodaj komentarz