Świadectwo taty: „Miałem tatę baby-bluesa!”

Na długo przed tym, jak Vera zaszła w ciążę, zapytałam o warunki urlopu rodzicielskiego dla taty. Planowaliśmy zorganizować się po porodzie w następujący sposób: dziecko przez pierwsze trzy miesiące zostanie z mamą, potem z tatą cały rok.

Pracując w dużej spółce publicznej, urządzenie zostało już założone. Mogłem pracować 65%, czyli dwa dni w tygodniu. Z drugiej strony pensja była proporcjonalna do mojej pracy, bezpłatnego urlopu rodzicielskiego i przez pozostałe dwa dni musieliśmy znaleźć opiekunkę. Mimo tej straty finansowej nie chcieliśmy rezygnować z naszego życiowego projektu.

Romane urodziła się pod koniec lata 2012 roku, Véra karmiła ją piersią, codziennie rano chodziłam do pracy, niecierpliwie czekając na wieczorne spotkania z moimi córeczkami. Dni były dla mnie długie i pocieszałam się, mówiąc sobie, że niedługo i ja zostanę z córką w domu, nie tracąc żadnego etapu w jej rozwoju. Te pierwsze trzy miesiące pozwoliły mi poznać moją rolę ojca: zmieniłem pieluchy i kołysałem Romane jak nikt inny. Tak więc, kiedy rozpoczął się mój urlop rodzicielski, z nieskończoną pewnością podszedłem do pierwszych dni. Wyobraziłam sobie siebie za wózkiem, robię zakupy, robię organiczne tłuczone ziemniaki dla mojej córki i spędzam czas, obserwując, jak dorasta. Krótko mówiąc, czułem się super fajnie.

Kiedy Vera wyszła w dniu powrotu do pracy, szybko poczułem misję. Chciałem dobrze sobie radzić i zagłębiłem się w książkę „Pierwsze dni życia” (Claude Edelmann wyd. Minerva) jak tylko pozwolił mi na to Romane.

„Zacząłem chodzić w kółko”

Mój dobry humor i zbytnia pewność siebie zaczęły się rozpadać. I bardzo szybko! Chyba nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy przebywać cały dzień z dzieckiem w mieszkaniu. Moim ideałem było uderzenie. Nadchodziła zima, bardzo wcześnie było ciemno i zimno, a przede wszystkim Romane okazał się dzieckiem, które dużo spało. Nie miałam zamiaru narzekać, wiedziałam, jak bardzo niektóre pary cierpią z powodu braku snu u niemowląt. Dla mnie było odwrotnie. Świetnie się bawiłam z córką. Każdego dnia komunikowaliśmy się trochę więcej i zdałem sobie sprawę, jakie miałem szczęście. Z drugiej strony zdałem sobie sprawę, że w 8 godzinny dzień te chwile szczęścia trwały tylko 3 godziny. Po pracy w domu i majsterkowaniu zacząłem chodzić w kółko. Po tych fazach bezczynności, podczas których zastanawiałem się, co robić, wszedłem w stan utajonej depresji. Mamy skłonność do myślenia, że ​​matka (ponieważ to matki głównie odgrywają tę rolę we Francji) ma wolny czas, by cieszyć się dzieckiem i urlopem macierzyńskim. W rzeczywistości małe dzieci domagają się od nas takiej energii, że dla mnie wolny czas wokół sofy artykułowany był w trybie „warzywnym”. Nic nie zrobiłem, niewiele czytałem, nie obchodziło mnie to zbytnio. Żyłem w powtarzającym się automatyzmie, w którym mój mózg wydawał się być w stanie gotowości. Zacząłem sobie mówić „rok… to będzie długo…”. Czułem, że nie dokonałem właściwego wyboru. Powiedziałem Verze, która widziała, że ​​każdego dnia coraz bardziej tonę. Zadzwoni do mnie z pracy, sprawdzi nas. Pamiętam, jak mówiłem sobie, że w końcu te telefony i nasze wieczorne spotkania były moimi jedynymi momentami komunikacji z inną dorosłą osobą. I nie miałem wiele do powiedzenia! Jednak ten trudny okres nie wywołał między nami kłótni. Nie chciałem wracać i zmieniać decyzji. Miałem założyć do końca i nikogo nie obarczać odpowiedzialnością. To był mój wybór! Ale jak tylko Vera przeszła przez drzwi, potrzebowałem zaworu. Chciałem od razu uciec, żeby się przewietrzyć. Wtedy zrozumiałem, że bycie zamkniętym w moim miejscu życia bardzo mi ciąży. To mieszkanie, które wybraliśmy na nasze gniazdo, straciło cały swój urok w moich oczach, dopóki się w nim nie zakochałam. Stało się moim złotym więzieniem.

Potem przyszła wiosna. Czas na odnowienie i wyjście z dzieckiem. Przerażona tą depresją, miałam nadzieję, że odzyskam smak, chodząc do parków, innych rodziców. Po raz kolejny, zbyt idealistyczna, szybko zauważyłam, że w końcu znalazłam się sama na ławce, otoczona matkami lub nianiami, które widziały we mnie „ojca, który musiał wziąć swój dzień”. Mentalność we Francji nie jest jeszcze w pełni otwarta na urlop rodzicielski dla ojców i to prawda, że ​​w ciągu jednego roku nigdy nie spotkałem mężczyzny, który miałby takie samo doświadczenie jak ja. Ponieważ tak! Nagle poczułem, że doznałem doświadczenia.

Wkrótce drugie dziecko

Dzisiaj, pięć lat później, przeprowadziliśmy się i opuściliśmy to miejsce, które za bardzo przypominało mi ten dyskomfort. Wybraliśmy miejsce bliższe naturze, bo to pozwoliło mi zrozumieć, że właściwie nie zostałam stworzona do zbyt miejskiego życia. Przyznaję, że dokonałam złego wyboru, zgrzeszyłam zbytnią pewnością siebie i że oderwanie się od siebie było bardzo trudne, ale mimo wszystko pozostaje pięknym wspomnieniem dzielenia się z córką i wcale tego nie żałuję. A potem myślę, że te chwile bardzo mu przyniosły.

Spodziewamy się naszego drugiego dziecka, wiem, że nie powtórzę tego doświadczenia i żyję spokojnie. Zrobię sobie tylko 11 dni wolnego. Ten mały człowieczek, który przybędzie, będzie miał mnóstwo czasu, by wykorzystać swojego tatę, ale w inny sposób. Znaleźliśmy nową organizację: Vera zostanie w domu przez sześć miesięcy, a ja zacznę telepracę. W ten sposób, kiedy nasz synek będzie u żłobka, będę miał czas, żeby go odebrać wczesnym popołudniem. Wydaje mi się to bardziej sprawiedliwe i wiem, że nie przeżyłabym ponownie „taty baby blues”.

Wywiad przeprowadziła Dorothée Saada

Dodaj komentarz