40 lat in vitro – i co dalej?

Na YouTube możesz obejrzeć emocjonalny film z narodzin Louise Brown, urodzonej 25 lipca 1978 roku w szpitalu Oldham. Pierwsze chwile jej życia były jak u każdego noworodka: dziewczynka była myta, ważona i badana. Urodzona przez cesarskie cięcie Louise była jednak naukową sensacją – pierwszym dzieckiem, które urodziło się z zapłodnienia in vitro.

  1. 40 lat temu urodziło się pierwsze dziecko poczęte metodą zapłodnienia in vitro
  1. W tamtych czasach zapłodnienie in vitro uważano za niezwykle skomplikowaną metodę. Oocyty pobrano następnie metodą laparoskopową w znieczuleniu ogólnym. Po zabiegu kobieta musiała kilka dni przebywać w szpitalu i znajdować się pod stałą opieką lekarzy
  1. Według specjalistów za 20 lat od 50 do 60 proc. dzieci zostaną poczęte dzięki metodzie IVF

Od poczęcia Louise minęło już 40 lat. Stało się to 10 listopada 1977 roku, po wielu latach badań prowadzonych przez prof. Robert Edwards i dr Patrick Steptoe, pionierzy techniki, która dała milionom par na całym świecie szansę na potomstwo.

Proces zapłodnienia in vitro, w uproszczeniu, polega na wyjęciu komórki jajowej z jajowodu kobiety, zapłodnieniu jej nasieniem w laboratorium i wszczepieniu zapłodnionej komórki jajowej – zarodka – z powrotem do macicy w celu dalszego rozwoju. Dziś ta metoda leczenia niepłodności nie jest rewelacyjna i jest szeroko stosowana – dzięki niej w ciągu ostatnich czterech dekad urodziło się ponad pięć milionów dzieci. Na początku jednak zapłodnienie in vitro wywołało wiele kontrowersji.

Edwards i dr Steptoe mają poszukać metody zapłodnienia komórki jajowej człowieka w laboratorium poza układem rozrodczym kobiety i doprowadzenia zarodka do stadium blastocysty. W 1968 roku, kiedy prof. Edwards osiągnął swój cel – zdobycie Nagrody Nobla w 2010 roku – embriologia była raczkującą dziedziną nauki, która nie budziła wielkich nadziei.

Dopiero dziewięć lat później matka Louise, Lesley Brown, została pierwszą kobietą na świecie, która zaszła w ciążę dzięki metodzie zapłodnienia in vitro opracowanej przez dwóch brytyjskich naukowców. W 1980 roku – dwa lata po urodzeniu Louise – prof. Edwards i dr Steptoe otworzyli klinikę Bourn Hall w małym miasteczku Cambridgeshire, pierwszą na świecie klinikę leczenia niepłodności. Dzięki niej urodziły się tysiące dzieci z probówki.

Rozwój tej dziedziny nauki jest poniekąd owocem rewolucji seksualnej w Wielkiej Brytanii lat 60. – Po latach 60. wiele kobiet miało „pamiątkę” jajowodów uszkodzonych przez choroby przenoszone drogą płciową, takie jak chlamydia – mówi Dr Mike Macnamee, obecny dyrektor kliniki Bourn Hall, który od początku swojej kariery współpracował tam ze Stepto i Edwardsem. – W tamtych czasach 80 proc. naszych pacjentów miało zniszczone jajowody, dla porównania dzisiaj problem ten wynosi 20-30 proc. pacjentki.

Cztery dekady temu zapłodnienie in vitro było poważną i skomplikowaną procedurą medyczną. Oocyty pobierano metodą laparoskopową w znieczuleniu ogólnym – kobieta przebywała zwykle na oddziale klinicznym przez cztery lub pięć dni. Przez cały pobyt w szpitalu lekarze monitorowali poziom hormonów pacjentki, w tym celu przez 24 godziny na dobę pobierano jej mocz. Klinika miała 30 łóżek, które zawsze były pełne – przez długi czas była to jedyna placówka na świecie oferująca leczenie in vitro. Personel pracował przez całą dobę.

Dopiero pod koniec lat 80. opracowano metodę sedacji pod kontrolą USG, która pozwoliła kobiecie wrócić do domu tego samego dnia. Początkowo wskaźnik urodzeń w klinice Bourn Hall był dość niski i wynosił zaledwie 15%. – dla porównania, dziś średnia krajowa wynosi około 30 proc.

– Byliśmy nie tylko w czołówce świata nauki, ale także pionierami in vitro od strony etycznej. Wygraliśmy akceptację tej metody, mówi dr Macnamee. – Bob i Patrick wykazali się niesamowitą wytrwałością w tych trudnych czasach. Wielcy nobliści oskarżali ich o dzieciobójstwo, podczas gdy elita medyczna i naukowa dystansowała się od nich, co było dla nich szczególnie trudne.

Narodziny Louise Brown wzbudziły obawy, że naukowcy tworzą „dzieci Frankensteina”. Przywódcy religijni ostrzegali przed sztuczną ingerencją w proces tworzenia życia. Po narodzinach ich córki rodzina Brownów została zalana listami z pogróżkami. Dopiero na początku lat 90. nastroje społeczne zaczęły się zmieniać.

„Nasza praca w Bourn Hall polegała na edukacji i wzbudzaniu zainteresowania” – mówi dr Macnamee. – Zawsze byliśmy otwarci i szczerzy.

Niestety przy tak niskim wskaźniku powodzenia dla wielu par terapia zakończyła się rozczarowaniem. Ale byli też tacy, którzy uparcie się nie poddawali. Jedna z pacjentek kliniki miała 17 prób przed urodzeniem syna.

"Pragnienie posiadania dziecka jest tak wielkie, zwłaszcza gdy nie można zajść w ciążę, że ludzie są naprawdę gotowi na wiele poświęceń" - zauważa dr Macnamee. – Naszym obowiązkiem jest sprecyzowanie oczekiwań par przed rozpoczęciem terapii.

Oczywiście nie zawsze jest to łatwe. „Parom nie sugeruje się, że zapłodnienie in vitro się nie powiedzie”, mówi Susan Seenan, dyrektor Fertility Network UK. – Ale każdy ma dostęp do statystyk.

Nie wszyscy kwalifikują się do terapii. Zgodnie z zaleceniami National Institutes of Health and Care (NICE) z 2013 r. w Anglii i Walii kobiety poniżej 40. roku życia mają prawo do trzech cykli zapłodnienia in vitro na koszt National Health Service, pod warunkiem, że bezskutecznie próbowały przez dwa lata lub 12 lat. próby sztucznego zapłodnienia nie powiodły się. Kobiety w wieku od 40 do 42 lat mają prawo do jednego cyklu refundowanego. Jednak ostateczną decyzję o tym, komu przysługuje darmowe zapłodnienie in vitro na danym terenie, podejmują lokalne komisje kontraktujące usługi medyczne, które nie zawsze oferują tyle cykli, ile zaleca NICE.

Dlatego dla brytyjskich par ubiegających się o dziecko kwalifikacja do postępowania to loteria adresowa. – Zdarza się też, że dwie pary mieszkające na tej samej ulicy, ale przypisane do różnych lekarzy pierwszego kontaktu, mają prawo do innej liczby bezpłatnych cykli in vitro, ponieważ ich lekarze podlegają różnym komisjom – tłumaczy Seenan. – W tej chwili siedem komisji w ogóle nie refunduje procedur in vitro.

Ponieważ jedna na sześć par w Wielkiej Brytanii ma problemy z poczęciem dziecka, branża leczenia niepłodności przeżywa rozkwit. Eksperci szacują, że jest to obecnie warte 600 milionów funtów (zakładając, że jeden płatny cykl IVF kosztuje XNUMX GBP do XNUMX GBP).

„Wiele kobiet nie zachodzi w ciążę po jednym cyklu in vitro” – mówi Seenan. – Za drugim razem prawdopodobieństwo jest większe, ale niektórzy zachodzą w ciążę po czwartym, piątym, a nawet szóstym cyklu. Im młodsza kobieta, tym większe szanse na sukces.

Bez względu na wiek – zdaniem Seenana mitem jest, że większość pacjentek to kobiety, które zbyt długo odkładały macierzyństwo, a teraz, ze względu na zaawansowany wiek, nie mogą naturalnie zajść w ciążę – zapłodnienie in vitro to skomplikowany proces. Przede wszystkim wymaga czasu i wielu wizyt u specjalisty. Kobieta musi zażywać różne leki, m.in. stabilizowanie poziomu hormonów.

„Narkotyki mogą wprowadzić cię w stan przypominający menopauzę, a wiele kobiet nie znosi tego dobrze” – wyjaśnia Seenan. Pacjentkom podaje się również leki stymulujące pracę jajników – podaje się je w formie zastrzyków. Na tym etapie stan jajników powinien być stale monitorowany, aby nie były nadmiernie stymulowane.

Podczas terapii lekowej kobiety czują się zmęczone, opuchnięte i mają wahania nastroju. Dla niektórych jednak najtrudniejsze jest dwutygodniowe oczekiwanie na implantację zarodka i diagnozę ciąży.

Dlatego naukowcy w ośrodkach badawczych na całym świecie nieustannie starają się udoskonalać metodę zapłodnienia in vitro. Niedawno w Bourn Hall utworzono nowe laboratorium, aby zbadać, dlaczego niektóre komórki jajowe nie dojrzewają prawidłowo, co jest częstą przyczyną poronień i niepłodności wśród starszych kobiet. Jest to pierwsze laboratorium w Europie, które posiada nowoczesny mikroskop umożliwiający obserwację na żywo rozwoju komórek jajowych.

Dr Macnamee przewiduje, że za 20 lat wskaźnik urodzeń wyniesie od 50 do 60 procent. Jego zdaniem naukowcy prawdopodobnie będą w stanie skorygować również nieprawidłowości w zarodkach. Opinia publiczna znów będzie musiała pogodzić się z postępem nauki.

"Powinna już nastąpić poważna debata na temat tego, jak daleko możemy się posunąć" - dodaje dr Macnamee.

Dodaj komentarz