Szczęśliwy wiek

Trudno w to uwierzyć, ale starsi ludzie czują się szczęśliwsi. Swoją opinią w tej sprawie podzielił się z nami Victor Kagan, psychoterapeuta, doktor nauk medycznych, który dużo pracuje z osobami starszymi i bardzo starszymi.

„Kiedy będę tak stary jak ty, ja też niczego nie będę potrzebować”, powiedział mi mój syn, gdy miał 15, a ja 35. To samo zdanie 70-letnie dziecko mogłoby powiedzieć do 95-latka. roczny rodzic. Niemniej jednak w wieku 95 i 75 lat ludzie potrzebują tego samego, co w wieku 35 lat. Pewnego razu 96-letni pacjent powiedział, rumieniąc się lekko: „Wiesz, doktorze, dusza się nie starzeje”.

Głównym pytaniem jest oczywiście to, jak postrzegamy osoby starsze. 30-40 lat temu, kiedy człowiek przeszedł na emeryturę, został usunięty z życia. Stał się ciężarem, z którym nikt nie wiedział, co robić, a on sam nie wiedział, co ze sobą zrobić. I wydawało się, że w tym wieku nikt niczego nie potrzebował. Ale tak naprawdę starość to bardzo ciekawy czas. Szczęśliwy. Istnieje wiele badań potwierdzających, że osoby w wieku 60 i 90 lat czują się szczęśliwsze niż osoby młodsze. Psychoterapeuta Carl Whitaker, po siedemdziesiątce, zauważył: „Średni wiek to męczący ciężki maraton, starość to radość z dobrego tańca: kolana mogą się ugiąć gorzej, ale tempo i piękno są naturalne i niewymuszone”. Widać, że starsi ludzie mają coraz mniej trzeźwe oczekiwania, jest też poczucie wolności: nikomu niczego nie jesteśmy winni i niczego się nie boimy. Sam to doceniam. Przeszedłem na emeryturę (i nadal pracuję, bo pracowałem – dużo), ale otrzymuję nagrodę pocieszenia za swój wiek. Nie da się z tych pieniędzy żyć, można z nich przeżyć, ale kiedy dostałam je po raz pierwszy, złapałam się na niesamowitym przeczuciu – teraz mogę liczyć na wszystko. Życie stało się inne – swobodniejsze, łatwiejsze. Starość generalnie pozwala na skupienie większej uwagi na sobie, robienie tego, na co ma się ochotę i czego wcześniej nie dosięgały Twoje ręce, oraz docenianie każdej takiej minuty – nie zostało wiele czasu.

Pułapki

Inna sprawa, że ​​starość ma swoje własne problemy. Pamiętam swoje dzieciństwo – to był czas urodzin, a teraz żyję w czasie pogrzebu – strata, strata, strata. Jest to bardzo trudne nawet z moją ochroną zawodową. Na starość problem samotności, bycia potrzebnym brzmi jak nigdy dotąd… Nieważne jak kochają się rodzice i dzieci, starzy ludzie mają własne pytania: jak kupić miejsce na cmentarzu, jak zorganizować pogrzeb, jak umrzeć… Boli dzieci tego słuchać, bronią się: „Zrezygnuj Mamo, dożyjesz stu lat!” Nikt nie chce słyszeć o śmierci. Często słyszę od pacjentów: „Tylko z tobą mogę o tym rozmawiać, z nikim innym”. Spokojnie rozmawiamy o śmierci, żartujemy z niej, przygotowujemy się do niej.

Kolejnym problemem starości jest zatrudnienie, komunikacja. Dużo pracowałam w świetlicy dla osób starszych (w USA – przyp. red.) i widziałam tam ludzi, których spotkałam wcześniej. Potem nie mieli się gdzie postawić, a cały dzień siedzieli w domu, chorzy, na wpół przygaśnie, z mnóstwem symptomów… Pojawił się świetlica i stali się zupełnie inni: tam ciągną, tam mogą coś zrobić , ktoś ich tam potrzebuje , może rozmawiać i kłócić się ze sobą – i takie jest życie! Czuli, że potrzebują siebie, siebie nawzajem, mają plany i troski na jutro, a to proste – trzeba się ubrać, nie trzeba chodzić w szlafroku… Sposób, w jaki człowiek przeżywa swój ostatni segment, jest bardzo ważny. Jaka starość – bezradna czy aktywna? Najmocniejsze wrażenia pamiętam z pobytu za granicą, na Węgrzech w 1988 roku – dzieci i starców. Dzieci, których nikt nie ciągnie za rękę i nie grozi oddaniem policjantowi. A starzy ludzie – zadbani, czyści, siedzący w kawiarni… To zdjęcie tak różniło się od tego, co widziałem w Rosji…

Wiek i psychoterapia

Psychoterapeuta może stać się kanałem aktywnego życia osoby starszej. Możesz z nim porozmawiać o wszystkim, w dodatku on też pomaga. Jeden z moich pacjentów miał 86 lat i miał trudności z chodzeniem. Aby pomóc mu dostać się do mojego biura, zadzwoniłem po niego, po drodze o czymś rozmawialiśmy, potem pracowałem i odwiozłem go do domu. I to było całe wydarzenie w jego życiu. Pamiętam innego mojego pacjenta z chorobą Parkinsona. Wydawałoby się, co ma z tym wspólnego psychoterapia? Kiedy się z nią spotkaliśmy, nie mogła sama wstać z krzesła, nie mogła założyć kurtki, przy wsparciu męża jakoś wydostała się na ławkę. Nigdzie jej nie było, czasem dzieci zabierały ją na rękach do samochodu i zabierały… Zaczęliśmy z nią pracować i pół roku później szliśmy ramię w ramię wokół wielkiego domu: kiedy pierwszy raz zatoczyliśmy koło , to było zwycięstwo. Przeszliśmy 2-3 okrążenia i po drodze prowadziliśmy terapię. A potem pojechała z mężem do ojczyzny, do Odessy, a wracając powiedziała, że ​​pierwszy raz w życiu spróbowała tam… wódki. Było mi zimno, chciałem się rozgrzać: „Nigdy nie myślałem, że jest tak dobrze”.

Nawet ciężko chorzy ludzie mają ogromny potencjał, dusza może wiele zdziałać. Psychoterapia w każdym wieku pomaga człowiekowi radzić sobie z życiem. Nie pokonuj tego, nie zmieniaj, ale radzę sobie z tym, co jest. A jest w tym wszystko – błoto, brud, ból, piękne rzeczy… Możemy odkryć w sobie możliwość nie patrzenia na to wszystko tylko z jednej strony. To nie jest „chata, chata, stań tyłem do lasu, ale przede mną”. W psychoterapii człowiek wybiera i nabiera odwagi, by spojrzeć na to z różnych perspektyw. Nie możesz już pić życia, jak w młodości, w okularach – i nie ciągnie. Wypij łyk, powoli, czując smak każdego łyku.

Dodaj komentarz