Co sprawia, że ​​ludzie się jednoczą

W najbliższy weekend spodziewane są nowe akcje protestacyjne w całym kraju. Ale co sprawia, że ​​ludzie skupiają się wokół tego czy innego pomysłu? I czy wpływy zewnętrzne są w stanie stworzyć tę własność?

Fala protestów, która przetoczyła się przez Białoruś; wiece i marsze w Chabarowsku, które poruszyły cały region; flash moby przeciwko katastrofie ekologicznej na Kamczatce… Wydaje się, że dystans społeczny nie zwiększył się, a wręcz przeciwnie gwałtownie się zmniejsza.

Pikiety i wiece, akcje charytatywne na dużą skalę w sieciach społecznościowych, „projekt przeciw handicapowi” Izoizolyatsiya, który ma 580 członków na Facebooku (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji). Wygląda na to, że po długiej przerwie znów potrzebowaliśmy być razem. Czy powodem tego są tylko nowe technologie, które znacząco zwiększyły szybkość komunikacji? Czym „ja” i „my” staliśmy się w latach 20.? Zastanawia się nad tym psycholog społeczny Takhir Bazarov.

Psychologia: Wydaje się, że istnieje nowe zjawisko polegające na tym, że akcja może wybuchnąć w dowolnym miejscu na planecie w dowolnym momencie. Łączymy się, choć sytuacja wydaje się sprzyjać rozłamowi…

Takhir Bazarow: Pisarz i fotograf Yuri Rost odpowiedział kiedyś dziennikarzowi w wywiadzie, który nazwał go osobą samotną: „Wszystko zależy od tego, po której stronie włożony jest klucz do drzwi. Jeśli na zewnątrz, to jest to samotność, a jeśli w środku, samotność. Możesz być razem, będąc w samotności. Taką nazwę — „Odosobnienie jako związek” — wymyślili moi studenci na konferencję podczas samoizolacji. Wszyscy byli w domu, ale jednocześnie było poczucie, że jesteśmy razem, jesteśmy blisko. To jest fantastyczne!

I w tym sensie odpowiedź na Twoje pytanie brzmi dla mnie tak: jednoczymy się, zdobywając indywidualną tożsamość. A dzisiaj dość mocno zmierzamy w kierunku odnalezienia własnej tożsamości, każdy chce odpowiedzieć na pytanie: kim jestem? Dlaczego tu jestem? Jakie są moje znaczenia? Nawet w tak młodym wieku jak moi dwudziestoletni studenci. Jednocześnie żyjemy w warunkach wielu tożsamości, kiedy mamy wiele ról, kultur i różnych przywiązań.

Okazuje się, że „ja” stało się inne, a „my” niż kilka lat, a jeszcze bardziej dekad temu?

Z pewnością! Jeśli weźmiemy pod uwagę przedrewolucyjną mentalność rosyjską, to pod koniec XX wieku — na początku XX wieku doszło do silnej rozbiórki, która ostatecznie doprowadziła do rewolucji. Na całym terytorium Imperium Rosyjskiego, z wyjątkiem tych regionów, które zostały „uwolnione” — Finlandii, Polski, krajów bałtyckich — poczucie „my” miało charakter wspólnotowy. To właśnie psycholog międzykulturowy Harry Triandis z University of Illinois określił jako horyzontalny kolektywizm: kiedy „my” jednoczy wszystkich wokół mnie i obok: rodzinę, wioskę.

Ale jest też kolektywizm wertykalny, kiedy „my” to Piotr Wielki, Suworow, kiedy rozpatrywany w kontekście czasu historycznego, oznacza zaangażowanie w ludzi, historię. Kolektywizm horyzontalny jest skutecznym narzędziem społecznym, wyznacza reguły grupowego wpływu, konformizmu, w jakich żyje każdy z nas. „Nie chodź do cudzego klasztoru ze swoją kartą” — to jest o nim.

Dlaczego to narzędzie przestało działać?

Ponieważ trzeba było stworzyć produkcję przemysłową, potrzebni byli robotnicy, ale wieś nie puściła. A potem Piotr Arkadyjewicz Stołypin wymyślił własną reformę — pierwszy cios w poziome „my”. Stołypin umożliwił chłopom z prowincji centralnych wyjazd z rodzinami, wsie na Syberię, Ural, Daleki Wschód, gdzie plony były nie mniejsze niż w europejskiej części Rosji. A chłopi zaczęli mieszkać w gospodarstwach i odpowiadać za własne działki ziemi, przechodząc do wertykalnego „my”. Inni poszli do fabryki Putiłowa.

To reformy Stołypina doprowadziły do ​​rewolucji. A potem PGR w końcu skończyły z horyzontem. Wyobraź sobie, co wtedy działo się w umysłach rosyjskich mieszkańców. Tutaj mieszkali w wiosce, w której wszyscy byli jednym dla wszystkich, dzieci były przyjaciółmi, a tu rodzina przyjaciół została wywłaszczona, dzieci sąsiadów wyrzucono na mróz i nie można było ich zabrać do domu. I to był uniwersalny podział „my” na „ja”.

Czyli podział „my” na „ja” nie nastąpił przypadkowo, ale celowo?

Tak, to była polityka, konieczne było osiągnięcie przez państwo swoich celów. W efekcie każdy musiał coś w sobie złamać, aby poziome „my” zniknęło. Dopiero po II wojnie światowej ponownie włączono poziome. Ale postanowili poprzeć to pionem: wtedy, skądś z niepamięci, wyciągnięto bohaterów historycznych — Aleksandra Newskiego, Nachimowa, Suworowa, zapomnianych w poprzednich latach sowieckich. Kręcono filmy o wybitnych osobowościach. Decydującym momentem był powrót szelek do wojska. Stało się to w 1943 roku: ci, którzy zerwali szelki 20 lat temu, teraz dosłownie przyszyli je z powrotem.

Teraz nazwałoby to rebranding „ja”: po pierwsze rozumiem, że jestem częścią większej historii, która obejmuje Dmitrija Donskoja, a nawet Kołczaka, iw tej sytuacji zmieniam swoją tożsamość. Po drugie, bez ramiączek wycofaliśmy się, docierając do Wołgi. A od 1943 przestaliśmy się wycofywać. I były dziesiątki milionów takich „ja”, szyjących się do nowej historii kraju, którzy myśleli: „Jutro mogę umrzeć, ale kłuję palce igłą, dlaczego?” To była potężna technologia psychologiczna.

A co się teraz dzieje z samoświadomością?

Myślę, że stoimy teraz w obliczu poważnego przemyślenia nas samych. Istnieje kilka czynników, które zbiegają się w jednym punkcie. Najważniejsze jest przyspieszenie zmiany pokoleniowej. Jeśli wcześniej pokolenie zostało zastąpione za 10 lat, teraz z różnicą zaledwie dwóch lat nie rozumiemy się. Co możemy powiedzieć o dużej różnicy wieku!

Współcześni studenci odbierają informacje z prędkością 450 słów na minutę, a ja, profesor, który ich wykłada, z prędkością 200 słów na minutę. Gdzie umieszczają 250 słów? Zaczynają czytać równolegle, skanując w smartfonach. Zacząłem brać to pod uwagę, dałem im zadanie przez telefon, dokumenty Google, dyskusję w Zoomie. Przechodząc z zasobu do zasobu, nie rozpraszają się.

Coraz bardziej żyjemy w wirtualności. Czy ma poziome «my»?

Jest, ale staje się szybki i krótkotrwały. Po prostu czuli „my” — i już uciekli. Gdzie indziej zjednoczyli się i ponownie rozproszyli. A jest wielu takich „my”, w których jestem obecny. To jak zwoje, rodzaj węzłów, węzłów, wokół których inni jednoczą się na chwilę. Ale co ciekawe: jak ktoś z mojego lub zaprzyjaźnionego ośrodka jest ranny, to zaczynam się gotować. „Jak usunęli gubernatora terytorium Chabarowska? Jak to się stało, że nie skonsultowali się z nami? Mamy już poczucie sprawiedliwości.

Dotyczy to nie tylko Rosji, Białorusi czy Stanów Zjednoczonych, gdzie ostatnio miały miejsce protesty przeciwko rasizmowi. To powszechny trend na całym świecie. Państwa i wszyscy przedstawiciele władz muszą bardzo ostrożnie pracować z tym nowym „my”. W końcu co się stało? Jeśli przed opowieściami Stołypina «ja» rozpłynęło się w «my», teraz «my» rozpadło się w «ja». Każde „ja” staje się nosicielem tego „my”. Stąd „Jestem Furgal”, „Jestem foką”. A dla nas jest to przegląd haseł.

Często mówią o kontroli zewnętrznej: sami protestujący nie mogą się tak szybko zjednoczyć.

To jest niemożliwe do wyobrażenia. Jestem absolutnie pewien, że Białorusini są szczerze aktywni. Marsylianka nie może być napisana dla pieniędzy, może narodzić się tylko w chwili natchnienia w pijacką noc. Wtedy stała się hymnem rewolucyjnej Francji. I był dotyk nieba. Nie ma takich spraw: usiedli, zaplanowali, napisali koncepcję, otrzymali wynik. To nie technologia, to wgląd. Jak w przypadku Chabarowska.

W momencie pojawienia się aktywności społecznej nie trzeba szukać rozwiązań zewnętrznych. Wtedy — tak, niektórzy mogą się do tego przyłączyć. Ale na samym początku narodziny są całkowicie spontaniczne. Powodu szukałbym w rozbieżności między rzeczywistością a oczekiwaniami. Bez względu na to, jak historia zakończy się na Białorusi czy w Chabarowsku, już pokazali, że sieć „my” nie będzie tolerować jawnego cynizmu i rażącej niesprawiedliwości. Jesteśmy dziś tak wrażliwi na tak pozornie ulotne rzeczy, jak sprawiedliwość. Materializm odchodzi na bok — sieć «my» jest idealistyczna.

Jak zatem zarządzać społeczeństwem?

Świat zmierza w kierunku budowania systemów konsensusu. Konsensus to bardzo skomplikowana sprawa, odwrócił matematykę i wszystko jest nielogiczne: jak głos jednej osoby może być większy niż suma głosów wszystkich innych? Oznacza to, że taką decyzję może podjąć tylko grupa osób, które można nazwać rówieśnikami. Kogo uznamy za równego? Tych, którzy podzielają z nami wspólne wartości. W horyzontalnym „my” zbieramy tylko tych, którzy są nam równi i którzy odzwierciedlają naszą wspólną tożsamość. I w tym sensie, nawet krótkotrwałe „my” w swojej celowości, energia staje się bardzo silnymi formacjami.

Dodaj komentarz